troszku wczoraj, hehehe. Kiwałam się właśnie jak co rano nad kubkiem kawy usiłując odzyskać przytomność gdy nagle rozdarła się moja komórka. Na krótką chwilę dostałam wytrzeszczu gałek ocznych, krew żwawiej zaczęła krążyć i odebrałam. Miła Pani o miłej barwie głosu, uprzedzając mnie na wstępie, że rozmowa jest rejestrowana, zaczęła przekonywać mnie o tym, jakim to wspaniałym i zasłużonym klientem banku jestem i w związku ze związkiem mają dla mnie jeszcze wspanialszą ofertę niezwykle, ponoć, korzystnego dla mej skromnej osoby kredytu. Akurat wczoraj wieczorem spędziłam kilka godzin, przeglądając strony sklepów z laptopami itp. Jako, że mój obecny sprzęt dożywa już swoich dni i zrobił się, jak to z wiekiem bywa, zrzędliwy, kapryśny i upierdliwy, postanowiłam jakiś czas temu nabyć drogą kupna ratalnego - nówkę sztukę nie śmigankę. I tu powstał problem, bo sprzęt o interesujących mnie parametrach, znacznie przekraczał moje możliwości finansowe. Sklepowe oprocentowanie rat, jest jak dla mnie a zwłaszcza mojej renty, mordercze. No i trafiła się Miła Pani z propozycją kredytu. Do tej pory zawsze grzecznie odmawiałam, mówiąc, że nie stać mnie na kredyt zwłaszcza w sytuacji gdy nie zawsze starcza mi na wykupienie leków, które stale i dożywotnio powinnam zażywać, jeśli mam ochotę pożyć sobie jeszcze. A wczoraj nie wiem co mi się stało. Brak przytomności plus poszukiwania nowego sprzętu poprzedniego wieczoru, skłoniły mnie do wyrażenia chęci przygarnięcia zadowalającej mnie kwoty PLN w postaci 2200 zł. Obie z Miłą Panią zacieszyłyśmy się przeokrutnie, ona z racji prowizji, ja z kolei oczami wyobraźni ujrzałam nowy sprzęcik śmigający bezawaryjnie aż miło. Ok. Wszystko dało radę załatwić telefonicznie, poprosiłam Miłą Panią żeby została ze mną na linii do końca bo ja z TYCH blondynek jestem, i bezpiecznie w moim mniemaniu pilotowana, zakończyłam całą operację klikając po drodze we wszystko w co, zgodnie z podpowiedzią, trzeba. Ach, jakże mnie radość rozpierała! Odzyskawszy przytomność całkowicie, sprawdziłam czy pieniądze wpłynęły już na konto. Owszem, wpłynęły... całe 1700 PLN. Qrczaki, co jest?! Przecież miało być 2200!? Jako, że na info linię w żaden sposób nie mogłam się dodzwonić, zadzwoniłam pod numer z którego zadzwoniła do mnie Miła Pani. Tym razem odebrał Miły Pan. Co prawda na początku zapowiedział, że wszelkie info pod nr telefonu gdzie dodzwonić się nie sposób ale, że ja też byłam miła mimo że mocno spanikowana bo WTF?, Miły Pan wyjaśnił mi w czym rzecz. Otóż okazało się, iż moje comiesięczne regularne dochody z racji swej marnej wysokości, nie pozwalają na przyznanie mi kwoty o którą się początkowo ubiegałam.
Ja na to: Ale dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?
z nutką rozżalenia w głosie
Miły Pan: Proszę Pani ale wszystko było napisane w umowie, którą pani zaakceptowała. Nie czytała pani umowy??
z bezbrzeżnym zdumieniem
Ja: Yyy noooo... nieee
czerwona już ze wstydu, no bo jak można było nie zerknąć chociażby pobieżnie na to, na co się zgadzam i co będę spłacać przez kolejne 2 lata! Wrrrr...
Jako, że przez ten czas na moim koncie z 1700 zrobiło się już 1600 - prowizja+ubezpieczenie kredytu, w akcie desperacji zapytałam Miłego Pana (skoro taki miły to niech pomoże) czy mam jakąkolwiek szanse kupić za te pieniądze w miarę dobry sprzęt? I jaki by osobiście polecił? Miły Pan polecił firmę, z której sprzętu sam korzysta, lecz okazało się, że to bardzo droga firma i mnie raczej na nią nie stać. Podziękowałam więc Miłemu Panu za wszelką pomoc i pogrążyłam się w czarnej rozpaczy.
Co robić?! Jak żyć?! Gdzie litość, gdzie miłosierdzie?! Co ja zdziałam z taką kasą? Zostawić te pieniądze na koncie i tylko je spłacać w nadziei, że dostanę zniecka znacka jakiś spadek po cudownie objawionym, nie znanym do tej pory krewnym, co pozwoli mi na uzupełnienie brakującej kwoty? A może ktoś ot tak po prostu, bo kaprys taki ma, podaruje mi 6 stówek? Taaa... Blondynka, nooo, blondynka!
Z nosem na kwintę zaczęłam przeglądać net i namierzać okoliczne sklepy ze sprzętem. Znalazłam jedną jedyną ofertę sprzęciku za 1590 zł odpowiadającą mi pod względem parametrów od biedy, naprawdę wielkiej biedy. Wpadło mi jednak do głowy, że zanim popełnię zakup, zmolestuję jeszcze moją Przyjaciółkę przebywającą obecnie za Wielką Wodą.
Ja: Ratuuuuneeeeczkuuuu! Narozrabiałam!
buczę w komórkę posępnym tonem, odrywając chwilowo Przyjaciółkę od zaszczytnej roli Matki Polki Karmiącej na obczyźnie
P: Co znowu?! Co się stało?!
pyta zdenerwowana znając moje możliwości
Opisałam jej w skrócie całą sytuację. Na początek dostałam opieprz za nieprzeczytanie umowy "BO UMOWĘ ZAWSZE NALEŻY PRZECZYTAĆ ZANIM SIĘ PODPISZE!!" - nawet przez komórkę słyszałam te drukowane litery. Następnie kazała mi się uspokoić i opanować - coś się zaraz wymyśli. Spytała jaki i czy wogóle mam plan. Przeniosłyśmy się na GG i wysłałam jej linka z "odbiedypasującymsprzetem". Kolejny opieprz: przecież nie będziesz kupować byle czego, ten sprzęt jest kiepski i nie dla Ciebie i skąd Ci wogóle przyszło do głowy, żeby go brać pod uwagę?! No jak to skąd? Z konta :( Na koniec przykazała mi uspokoić się i poprosiła by dać jej trochę czasu na ogarnięcie problemu, jak się wyraziła. Ok. W tak zwanym międzyczasie kurier dostarczył mi czytnik e-booków. W związku z zaistniałą nerwową dosyć dla mnie sytuacją, nie zacieszyłam się nawet ani kawałeczek z wymarzonego urządzonka. Jednak gdy zerknęłam na nie rozpakowaną jeszcze paczuszkę, doznałam olśnienia. Allegro! Ostatnia deska ratunku. I to było to!
W niedługim czasie znajszłam sprzęcik, o satysfakcjonujących mnie w dużym stopniu parametrach tyle, że bez systemu operacyjnego ale za to za 1400 PLN. System operacyjny to pryszcz, albowiem jestem w posiadaniu oryginalnego Windows XP, który zresztą wolę od 7, 8 i innych takich nie wspominając już o Viście. Do końca oferty pozostało niecałe pół godziny. Szybciorem podesłałam linka Przyjaciółce, która orzekła: to jest to! bierz bez zastanowienia! co też niezwłocznie uczyniłam. I czekam sobie teraz uspokojona i przeszczęśliwa na nowego La Ptoka :) W sumie nawet dobrze się wszystko ułożyło. Po pierwsze - będę płacić mniejszą ratę kredytu niż pierwotnie zakładana, po drugie - sprzęcik superowy i po trzecie - kupując w sklepie całkiem sporo bym przepłaciła. I jaki z tego wniosek? Mam więcej szczęścia niż rozumu hehehe.
A czytnik już przeze mnie oswojony, zaopiekowany i nakarmiony e-bookami :) Wreszcie mogłam się nim w pełni zacieszyć :)
Dopisek z później:
La Ptok już dotarł :) Rozmraża się póki co :)