sobota, 17 sierpnia 2013

....

Patrzac na Mojego synka wiem że w życiu wyszło mi coś z czego jestem naprawdę DUMNA.

Niesamowite, jak mała istotka potrafi zmienić Twoje życie.....coś pięknego....

piątek, 16 sierpnia 2013

God morgon alla

Na wstępie informuje wszytskich czytających,że zakradłam się tutaj ;) oczywiście korzystając z uprzejmości Ponurej Rencistki :D i zamierzam tutaj chwilkę zabawić. Można mnie okresli mianem Matki Polki z zagranicy albo Emigrantki :) To już jak kto woli. Moze chociaz tutaj uda mi się opisac co i jak czuje. O radosciach i trudach macieżyństwa a właściwie życia. 

wtorek, 5 marca 2013

Uprzejmie donoszę,

że obecnie urzęduję u Bajki i nie wiem kiedy wrócę. Zaczęłam od 2003 r. a jestem w okolicach 2008 :) Urzekła mnie ta dziewczyna. Jest wspaniałą osobą o pięknym środeczku... a jak pisze! Nie znamy się, co prawda ale nie przeszkadza mi to w bezgranicznym jej uwielbianiu :) Za to własnie, jaka jest i trwa przy tym, mimo wszelkich przeciwności losu.

Moje pisanie utknęło więc w martwym punkcie. Wszelką aktywność życiową ograniczyłam do niezbędnego minimum i praktycznie "zamieszkałam" póki co na Bajkowym blogu :) Co oczywiście nie przeszkodziło mi w ponownym namieszaniu w marnej mej egzystencji ale o tym może innym razem...

Lecę do Bajki :)

Wszystkiego miłego :)


środa, 20 lutego 2013

Narozrabiałam

troszku wczoraj, hehehe. Kiwałam się właśnie jak co rano nad kubkiem kawy usiłując odzyskać przytomność gdy nagle rozdarła się moja komórka. Na krótką chwilę dostałam wytrzeszczu gałek ocznych, krew żwawiej zaczęła krążyć i odebrałam. Miła Pani o miłej barwie głosu, uprzedzając mnie na wstępie, że rozmowa jest rejestrowana, zaczęła przekonywać mnie o tym, jakim to  wspaniałym i zasłużonym klientem banku jestem i w związku ze związkiem mają dla mnie jeszcze wspanialszą ofertę niezwykle, ponoć, korzystnego dla mej skromnej osoby kredytu. Akurat wczoraj wieczorem spędziłam kilka godzin, przeglądając strony sklepów z laptopami itp. Jako, że mój obecny sprzęt dożywa już swoich dni i zrobił się, jak to z wiekiem bywa, zrzędliwy, kapryśny i upierdliwy,  postanowiłam jakiś czas temu nabyć drogą kupna ratalnego - nówkę sztukę nie śmigankę. I tu powstał problem, bo sprzęt o interesujących mnie parametrach, znacznie przekraczał moje możliwości finansowe. Sklepowe oprocentowanie rat, jest jak dla mnie a zwłaszcza mojej renty, mordercze. No i trafiła się Miła Pani z propozycją kredytu. Do tej pory zawsze grzecznie odmawiałam, mówiąc, że nie stać mnie na kredyt zwłaszcza w sytuacji gdy nie zawsze starcza mi na wykupienie leków, które stale i dożywotnio powinnam zażywać, jeśli mam ochotę pożyć sobie jeszcze. A wczoraj nie wiem co mi się stało. Brak przytomności plus poszukiwania nowego sprzętu poprzedniego wieczoru, skłoniły mnie do wyrażenia chęci przygarnięcia zadowalającej mnie kwoty PLN w postaci 2200 zł. Obie z Miłą Panią zacieszyłyśmy się przeokrutnie, ona z racji prowizji, ja z kolei oczami wyobraźni ujrzałam nowy sprzęcik śmigający bezawaryjnie aż miło. Ok. Wszystko dało radę załatwić telefonicznie, poprosiłam Miłą Panią żeby została ze mną na linii do końca bo ja z TYCH blondynek jestem, i bezpiecznie w moim mniemaniu pilotowana, zakończyłam całą operację klikając po drodze we wszystko w co, zgodnie z podpowiedzią, trzeba.  Ach, jakże mnie radość rozpierała! Odzyskawszy przytomność całkowicie, sprawdziłam czy pieniądze wpłynęły już na konto. Owszem, wpłynęły... całe 1700 PLN. Qrczaki, co jest?! Przecież miało być 2200!? Jako, że na info linię w żaden sposób nie mogłam się dodzwonić, zadzwoniłam pod numer z którego zadzwoniła do mnie Miła Pani. Tym razem odebrał Miły Pan. Co prawda na początku zapowiedział, że wszelkie info pod nr telefonu gdzie dodzwonić się nie sposób ale, że ja też byłam miła mimo że mocno spanikowana bo WTF?, Miły Pan wyjaśnił mi w czym rzecz. Otóż okazało się, iż moje comiesięczne regularne dochody z racji swej marnej wysokości, nie pozwalają na przyznanie mi kwoty o którą się początkowo ubiegałam.
Ja na to: Ale dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? z nutką rozżalenia w głosie
Miły Pan: Proszę Pani ale wszystko było napisane w umowie, którą pani zaakceptowała. Nie czytała pani umowy?? z bezbrzeżnym zdumieniem
Ja: Yyy noooo... nieee czerwona już ze wstydu, no bo jak można było nie zerknąć chociażby pobieżnie na to, na co się zgadzam i co będę spłacać przez kolejne 2 lata! Wrrrr...
Jako, że przez ten czas na moim koncie z 1700 zrobiło się już 1600 - prowizja+ubezpieczenie kredytu, w akcie desperacji zapytałam Miłego Pana (skoro taki miły to niech pomoże) czy mam jakąkolwiek szanse kupić za te pieniądze w miarę dobry sprzęt? I jaki by osobiście polecił? Miły Pan polecił firmę, z której sprzętu sam korzysta, lecz okazało się, że to bardzo droga firma i mnie raczej na nią nie stać. Podziękowałam więc Miłemu Panu za wszelką pomoc i pogrążyłam się w czarnej rozpaczy.
Co robić?! Jak żyć?! Gdzie litość, gdzie miłosierdzie?! Co ja zdziałam z taką kasą? Zostawić te pieniądze na koncie i tylko je spłacać w nadziei, że dostanę zniecka znacka jakiś spadek po cudownie objawionym, nie znanym do tej pory krewnym, co pozwoli mi na uzupełnienie brakującej kwoty? A może ktoś ot tak po prostu, bo kaprys taki ma, podaruje mi 6 stówek? Taaa... Blondynka, nooo, blondynka!
Z nosem na kwintę zaczęłam przeglądać net i namierzać okoliczne sklepy ze sprzętem. Znalazłam jedną jedyną ofertę sprzęciku za 1590 zł odpowiadającą mi pod względem parametrów od biedy, naprawdę wielkiej biedy. Wpadło mi jednak do głowy, że zanim popełnię zakup, zmolestuję jeszcze moją Przyjaciółkę przebywającą obecnie za Wielką Wodą.
Ja: Ratuuuuneeeeczkuuuu! Narozrabiałam! buczę w komórkę posępnym tonem, odrywając chwilowo Przyjaciółkę od zaszczytnej roli Matki Polki Karmiącej na obczyźnie
P: Co znowu?! Co się stało?! pyta zdenerwowana znając moje możliwości
Opisałam jej w skrócie całą sytuację. Na początek dostałam opieprz za nieprzeczytanie umowy "BO UMOWĘ ZAWSZE NALEŻY PRZECZYTAĆ ZANIM SIĘ PODPISZE!!" - nawet przez komórkę słyszałam te drukowane litery. Następnie kazała mi się uspokoić i opanować - coś się zaraz wymyśli. Spytała jaki i czy wogóle mam plan. Przeniosłyśmy się na GG i wysłałam jej linka z "odbiedypasującymsprzetem". Kolejny opieprz: przecież nie będziesz kupować byle czego, ten sprzęt jest kiepski i nie dla Ciebie i skąd Ci wogóle przyszło do głowy, żeby go brać pod uwagę?! No jak to skąd? Z konta :( Na koniec przykazała mi uspokoić się i poprosiła by dać jej trochę czasu na ogarnięcie problemu, jak się wyraziła. Ok. W tak zwanym międzyczasie kurier dostarczył mi czytnik e-booków. W związku z zaistniałą nerwową dosyć dla mnie sytuacją, nie zacieszyłam się nawet ani kawałeczek z wymarzonego urządzonka. Jednak gdy zerknęłam na nie rozpakowaną jeszcze paczuszkę, doznałam olśnienia. Allegro! Ostatnia deska ratunku. I to było to!
W niedługim czasie znajszłam sprzęcik, o satysfakcjonujących mnie w dużym stopniu  parametrach tyle, że bez systemu operacyjnego ale za to za 1400 PLN. System operacyjny to pryszcz, albowiem jestem w posiadaniu oryginalnego Windows XP, który zresztą wolę od 7, 8 i innych takich nie wspominając już o Viście. Do końca oferty pozostało niecałe pół godziny. Szybciorem podesłałam linka Przyjaciółce, która orzekła: to jest to! bierz bez zastanowienia! co też niezwłocznie uczyniłam. I czekam sobie teraz uspokojona i przeszczęśliwa na nowego La Ptoka :) W sumie nawet dobrze się wszystko ułożyło. Po pierwsze - będę płacić mniejszą ratę kredytu niż pierwotnie zakładana, po drugie - sprzęcik superowy i po trzecie - kupując w sklepie całkiem sporo bym przepłaciła. I jaki z tego wniosek? Mam więcej szczęścia niż rozumu hehehe.

A czytnik już przeze mnie oswojony, zaopiekowany i nakarmiony e-bookami :) Wreszcie mogłam się nim w pełni zacieszyć :)

Dopisek z później:

La Ptok już dotarł :) Rozmraża się póki co :)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Ha!

Dostałam dziś na emalię wiadomość z info, że czytnik e-booków został już do mnie wysłany :) Się doczekać nie mogę się ;) Hmmm ale i tak pewnie jeszcze nie będę z niego korzystać bo zaczytałam się w blogu Bajka i jestem gdzieś w okolicach grudnia 2003... trochę mi się zejdzie, jakby :) I poza tym dostałam zaproszenie osobistyczne, w pierwszym zresztą komentarzu pod jednym z moich postów (wooooow to ktoś poza mną tu jeszcze zagląda?!), do kolejnego bloga Mamma Mia, który świetnie się zapowiada :) Już łapki zacieram z bananem na paszczy :)
A skoro chwilowo jestem u siebie, to muszę się czymś podzielić bo aż mnie rozpiera i obawiam się, że jeśli tego nie zrobię to dekiel mi odleci zniecka znacka... Otóż rozmawiałam z moją Przyjaciółką na skype i pokazała mi Potomka. Rrrrrany ależ przesłodki pędrak z niego! Powiem szczerze, że się wzruszyłam bardzo... i jeszcze zauważyłam zmianę u mojej Przyjaciółki, o czym of kors nie omieszkałam jej poinformować. Przyjaciółka zawsze była osobą zadziorną, nie dającą sobie w kaszę dmuchać, no taka rasowa Sucz Mazowiecka i to było widać w wyrazie jej twarzy... a dzisiaj co ja paczę? No nomalnie Mona Lisa!, z tym jej zagadkowym uśmieszkiem, jakby wiedziała o czymś czego nie wiem ja i raczej nigdy się nie dowiem. Łagodne, miękkie i takie cieplutkie rysy twarzy... dziewczyna wręcz promienieje :) Co w sumie nie jest dziwne, bo Potomek na świecie od 9 lutego zaledwie, więc nie pokazał jeszcze na co stać takiego małego człowieczka. Dziewczyna promienieje więc nadal, aczkolwiek zaczęła poziewywać rozdzierająco, uśmiechając się jednak całą sobą i żyjąc jeszcze w nieświadomości co się może zadziać za czas jakiś. Pozytywna energia z niej emanuje i mam wrażenie, że udzieliła mi się jej mała cząstka...  I ciesze się razem z nią, ponieważ posiadanie rodziny i dziecka było jej wielkim marzeniem a do niedawna miała do tego celu mocno pod górkę i nieciekawie bardzo.

CIESZĘ SIĘ JAK NIE WIEM CO! :)))))))))))))))))))))))))))))))))))

sobota, 16 lutego 2013

Ojjjjjjjj

Jestem niepocieszona! Skończyłam własnie czytać, a czytało się megazajefantastycznie, Terapeutycznie . I teraz trzeba czekać na następny post. Nie wiadomo ile trzeba czekać.
Jak żyć?! Gdzie litość, gdzie miłosierdzie?!

Foch! Foch z przytupem i melodyjką, o!

Chcę

się jeszcze pochwalić, że wczoraj byłam grzeczna i jak wzorowa pacjentka zażyłam swoją dawkę copiątkowej chemii :) A wszystko dlatego, że wczoraj w nocy ból mnie nastraszył tak,  że skleroza nagle mnie opuściła i pamiętałam o lekach. Dziś w nocy skubaniec też mnie dopadł, nie dał spać i zauważyłam, że on, ten ból znaczy, jest bardzo imprezowym facetem - dopada mnie jedynie wieczorami i baluje ze mną całą noc nie zważając wcale na to, iż ja już wiekowa nieco pani i jakby kondycja nie ta ;) Teraz mi niedobrze i  "rzygająco" ale przynajmniej mam świadomość, że zadziałałam coś w tej sprawie zgodnie z zaleceniami lekarza i na duszy od razu trochę lepiej.

Dopóki nie wynajdą innych leków każdy mój piątek powinien być Chemiczny (jak go nazywam) ale różnie z tym u mnie bywa. Czasem mam tak serdecznie dość chorowania, że najzwyczajniej w świecie chcę sobie trochę odpocząć i chociaż jeden weekend mieć normalny - bez mdłości, zawrotów głowy itp. Stąd czasem moje "wagary" od chemii ;) Tyle, że przez swoją niekonsekwencję w leczeniu, robię sobie w ten sposób kuku. Narażam się bowiem na częstsze wizyty Wyciskacza Łez -WŁ (tak nazywam ból, na który nawet duże dawki Tramalu nie pomagają i mogę tylko leżeć i czekać aż raczy sobie pójść), co wcale taką fajną sprawą nie jest, mimo że wizyty gości bardzo lubię ale może niekoniecznie takich. Czasem zdarza się taki upierdliwiec, który potrafi zasiedzieć się nawet trzy dni, utrudniając mi w tym czasie normalne funkcjonowanie. Pod koniec takiego maratonu jestem już tak umęczona bólem, że mam tylko ochotę zasnąć i nigdy się nie obudzić. Na szczęście WŁ już dawno mnie nie nawiedzał na dłużej (może zgubił adres do mnie? ;) ) i mogę złapać trochę oddechu, bo te nocki ostatnie to jeszcze do przeżycia są skoro w dzień odpuszcza. To co teraz się pojawia to jakaś nędzna podróbka WŁ jest hehe, chociaż też nieźle daje popalić hmmm.

Nic to... wracam do czytania bloga póki jeszcze mogę :) Nigdy nie wiadomo ile potrwa taki lajcik więc muszę korzystać :)

Nieczynne bo zamknięte

No tak się zaczytałam w blogach, że nie mogę się oderwać. Jeszcze nie skończę jednego a tu już kilka następnych, znalezionych w polecanych na danym blogu, czeka. Nic to, muszę wziąć na przeczekanie :)

Zaczęłam od Figi , stamtąd trafiłam na Usta-usta , następnie do Matki Sanepid a teraz jestem w trakcie Zaradna Mama . I mimo, że nie mam dzieci, czytam ten blog z niesłabnącą ciekawością i zainteresowaniem. Cięęęęęężko jest być mamą w naszych polskich realiach. Podziwiam te wszystkie dzielne kobiety z całego serca.

czwartek, 14 lutego 2013

Zacieszyłam się

Byłam dzisiaj w pracy odebrać zapomogę. Zacieszyłam się bo przyznali mi 8 setek z czego 3 poszły do budżetu domowego a 5 zostało do mojej dyspozycji. Pierwotnie zamierzałam wyrobić sobie nowe okulary ale... na prowadzenie wysunął się czytnik e-booków. Najarana jestem na niego już dłuższy czas ale z renty nie mam jak kupić bo jakby trochę jej mało a na zaoszczędzenie całej kwoty też marne szanse. Gdybym miała tę kasę na koncie to zamówiłabym czytnik od razu po powrocie do domu :) Wiem już jaki model spełnia moje oczekiwania jako użytkownika oraz finansowe, wyczaiłam go na allegro i jutro muszę rozejrzeć się za jakimś wpłatomatem albo udać się na pocztę. Ale poczta to się chyba za bardzo ślamazarzy z przekazywaniem kaski gdziekolwiek hmmm. Normalnie aż nóżkami przebieram z niecierpliwości hihi. I jeszcze zostanie mi na leki więc nie jest źle.

W pracy spotkałam moją ulubioną J., z którą razem pracowałyśmy, gdy jeszcze mogłam. Z okazji Walentynek podarowałam jej zakupione po drodze serce z ciasta piaskowego przyozdobione czerwonym serduszkiem z marcepanu i lukrowym napisem "Love" :) Ale dziewczynka miała radochę :) Dowiedziałam się od niej między innymi, że T. - mój Eks rówieśnik, z którym rozstaliśmy się po 7 latach nieformalnego związku około 4 lata temu, nie jest już z moją następczynią Niunią (notabene o połowę młodszą od nas). Gdy się rozstawali zostawił Niuni w spadku po sobie 7 kotów, które w przypływie uczuć przygarnął (Niunia jest teraz szczęśliwą posiadaczką wesołego stadka 10 kotów bo miała już swoje 3), swoje mieszkanie wynajął młodemu małżeństwu a sam wyprowadził się do matki. Acha, i pracuje teraz jako cieć, co jest bardzo interesujące ponieważ za mojej kadencji jakoś ciężko było mu znaleźć zatrudnienie bo poniżej kierownika nie był zainteresowany żadnym innym stanowiskiem pracy. Jak to ludzie się zmieniają hehehe.

Spotkałam też kilka znajomych buziaków i zrobiło mi się bardzo miło gdy wszyscy bez wyjątku okazywali mi swoją sympatię dla mnie :) Fajna sprawa :)

Poszperam sobie teraz w ustawieniach bloga bo jeszcze nie wiem co z czym się tutaj je.

wtorek, 12 lutego 2013

Witam :)

Nie mam dziś weny twórczej ani kawałeczka ale pomyślałam, że chociaż się przywitam, witam wobec tego potencjalnych zabłąkanych czytaczy.

Zamierzam tu pisać wszystko to, o czym z racji odległości nie mogę porozmawiać z moją najlepsiejszą Przyjaciółką, która związawszy się nieformalnym węzłem z pewnym sympatycznym nawet osobnikiem płci przeciwnej, opuściła kraj nasz ojczysty. Na dodatek Przyjaciółka wzięła i powiła kilka dni temu potomka, co jeszcze bardziej ograniczyło nasze kontakty. Żeby nie było, to jest dla mnie zrozumiałe i oczywista oczywistość, mimo, że nie jestem w posiadaniu osobistycznych dzieci, wiem jaka czasochłonna bywa rola matki. 

Tak więc będę się tu wyflaczać, kiedy tylko poczuję taką potrzebę. Trudno czasem się funkcjonuje gdy kłębi się w środku tyle niewypowiedzianych uczuć i emocji. To chyba tyle na początek, reszta kiedyś tam.